piątek, 8 lutego 2013

Złotyh Myśli odsłona kolejna

Filozofia w pracy:

"Jeśli zakładam że te pączki jednak pójdą mi w biust a nie w biodra, to czy nie powinnam zjeść czwartego? Bo przy trzech to tak trochę mało symetrycznie..."
- J.

piątek, 1 lutego 2013

Okiem Zgreda: Dziewczyna Mistrza Gry

W zamierzchłych czasach, gdy jeszcze byłam nastoletnim podlotkiem, moja kuzynka równolatka zaczytywała się w powieściach Krystyny Siesickiej. Twórczośc tej pani zawsze kojarzyła mi się z ckliwymi romansidłami dla dorastających panieniek, z reguły jednak miałam coś innego do czytania i jakoś tak nie udało mi się zweryfikować tej opinii... do niedawna.

Ostatnio, na fali rozmaitych dyskusji i powracającym w moim prywatnym RPGowym światku terminie Dziewczyna Mistrza Gry zdecydowałam się zapoznać z książką pod tym samym tytułem.

I wiecie co? Dawno nie doświadczyłam równie traumatycznego literackiego przeżycia.

Z góry zaznaczam, że poniższy przydługawy tekst będzie tendencyjny, pełen spoilerów, krytyki i mogą (choć nie muszą) pojawić sie słowa niecenzuralne. Do tego, ku uciesze gawiedzi, pozwolę sobie szafować cytatami z książki i otwarcie zrzędzić. Zdając sobie sprawę, że nigdy już nie będę grupą docelową, spojrzę na całośc z punktu widzenia grupy ocenianej. Wet za wet.

Zacznijmy od tego, że stworzona w 1997 powieść została w 2000 roku wpisana na Listę Honorową IBBY (gdyby ktoś nie wiedział - to taka ogólnoeurpoejska lista najlepszych i najbardziej wartościowych książek dla dzieci i młodzieży). Doszły mnie również słuchy, że znajduje się na liście lektur uzupełniających dla gimnazjum.
Szczerze mówiąc, nie rozumiem, dlaczego. Za to pojęłam, czemu kuzynka obrzucała mnie dziwnym spojrzeniem, gdy wspominałam o swoim hobby.
Dobra. Tyle tytułem wstępu, przechodzimy do mięcha.

Styl
Język, jakim powieść jest napisana sprawia że bolą zęby. Ni to strumień świadomości, ni to wynurzenia pensjonarki. Mnóstwo wtrętów nic nie wnoszących do fabuły, a sama Autorka nie może się wyraźnie zdecydować, czy narrator jest wszechwiedzący czy spersonalizowany.

— ...A ja mam na imię... Uśmiechnął się, ale raczej do siebie niż do mnie i dalej przerzucał kostki z ręki do ręki. Nie wyglądał na człowieka cierpiącego na amnezję. I nie cierpiał.
— Mam na imię Kamil.
Pomyślałam, że może z jakichś powodów kłamie, bo niby dlaczego tak się zawahał. Nie kłamał, naprawdę miał na imię Kamil, ale mniejsza z tym.

Jestę mętalistką i czytam w myślach.

Zawiązujemy historię i poznajemy bohaterów
 Książka opowiada o związku dwojga młodych ludzi płci zróżnicownej widzianym oczami osoby od nich starszej (chwyt u Siesickiej nie tak rzadki).
Narratorką jest Flora - porzucona przez męża (jak się okazuje w trakcie lektury) kobieta koło czterdziestki, osobowość histeryczna. Ponoć artystka, bo w czasie gdy toczy się akcja, ona zajmuje się projektowaniem scenografii do sztuki teatralnej, co podkreśla ze szczególnym upodobaniem (i co brzmi conajmniej śmiesznie a na pewno snobistycznie).
Florę poznajemy w momencie w którym na prośbę przyjaciółki zgadza się przypilnować jej mieszkania podczas gdy ta wybywa na zagraniczne wojaże. Psiapsióła wspomina, że w jednym z pokoi mieszkania (ogromnego, znajdującego się w starej kamienicy) zbiera się co jakiś czas grupka kolegów syna jej kuzynki i w coś tam sie bawią. Mili chłopcy, bezkonfliktowi, spokojni, mówi. Ale co ona tam może wiedzieć, w końcu interesuje ją tylko makijaż i własna uroda i nie zauważa, co to za bezeceństwa wyprawiają się tuż pod jej nosem.

A tam młodzież gra w RyPyGy! W ciemnym pokoju, przy świecy! Klamka do drzwi pomieszczenia (stara i klimatyczna, zakupiona przez chłopaków na pchlim targu) wygląda jak łeb potwora! na ścianie wisi plakat! AAA SZATAN!

Niby to Warhammer, ale bohaterowie nosza imiona typu Tanburix (ja się pytam, co to - Stary Świat czy komiks o przygodach dzielnych Gallów?). Dodatkowo gracze mówiąc do siebie używają ksywek które brzmią jak imiona ich postaci. Skandal. A nie lepiej "Łysy" albo "Siwy"? To takie miłe i młodzieżowe...

Główną bohaterką jest Mariana. Dziewczę młode, wrażliwe i śliczne. Artystka. Baletnica. Totalna dupa wołowa (pardon my french) gdy przychodzi do spraw życiowych i praktycznych. Rodzice wysłali ją do ekskluzywnej szkoły baletowej, ale jakoś nie wzięli pod uwagę tego, że wszystko kosztuje (nowe profesjonalne buty w tym przypadku). W tej chwili rodzina całe pieniądze przeznacza na terapię drugiego dziecka, które niedowidzi i wymaga leczenia. W związku z tym nasza Mania płacze sobie w deszczu (bo to wszakże tak romantycznie wygląda) i stwierdza że ona już tańczyć nie będzie, bo nie ma w czym.
Wot, babska logika.

Kiedy nasza słodka dziewczynka zwierza się swojemu chłopakowi, Kamilowi, zamiast współczucia budzi w nim głównie irytację swoim brakiem zaradności życiowej. Dzielny młodzian jednakże ma słabość do panien w mokrych sukienkach spod których prześwituje bielizna i podejmuje questa. Pogadawszy trochę tu i ówdzie kombinuje nowe puenty (te buty znaczy).

Teraz przejdźmy do Kamila. Jedynak, z matką uzależnioną od telewizji i z ojcem, który chce układać życie syna dla jego własnego dobra.
Obiecujący sportowiec, kiedyś (o zgrozo!) miał przygodę z narkotykami (!!) i woli czytać Sapkowskiego niż Gombrowicza.
Kamil jest tytułowym Mistrzem Gry, przy czym aż bije po oczach, że Autorka zupełnie nie ma pojęcia o tym, czym MG tak naprawde się zajmuje (chyba że świadomie nagina fakty do swojego pomysłu na książkę, ale wtedy o takie dość... smutne). Przedstawia tę funkcję jako niemalże góru i coacha, który zna remedium na wszystkie bolączki tego świata i swoimi graczami zajmuje się ze sprawnością początkującego terapeuty.
Najbardziej jednak istotnym dla fabuły jest fakt, że dla Kamila najważniejsza jest kobieta (?) o mocno nieokreslonym statusie ontologicznym i kretyńskim imieniu, Pia Gizela*.
Z tekstu nie wynika jasno, czy Pia Gizela jest NPCką czy postacią któregoś z graczy, aczkolwiek chyba wiąże się to też z bliżej niesprecyzowanym ukazaniem roli MG. Dla Kamila jest to dziewczyna idealna, mądra, odważna i zaradna (przy czym nawet nie znamy jej rasy** ani profesji, Wiadomo tylko że ubiera się w zieloną sukienkę i żółty kapelusz).

Z godnych uwagi postaci jest jeszcze Paweł. Chłopiec nigdyś nieśmiały i zagubiony, który grając tró pr0 badassem rozwija w sobie asertywność. Pozwala mu to postawić się szkolnemu dręczycielowi, ale też sprawia (oho, wchodzi wątek edukacyjny) że zamazuje mu się granica między grą a prawdziwym światem.

Fabuła, czyli mindblown (even more spoilers ahead)
Flora wprowadza się do mieszkania i już na wstępie zaczyna bać się klamki do pokoju w którym odbywają się sesje (mówiłam, histeryczka) a narracja książki jasno daje nam do zrozumienia, że owa straszliwa klamka zapowiada COŚ ZŁEGO.
Jeszcze tego samego wieczoru chłopcy grają i mamy okazję przeczytać niesamowicie ustereotypizowany opis jednego z RPGowców (dżinsy, flanelowa koszula w kratę itp, aż dziwne że nie jest długowłosym bladym gotem), zaś przerażona klamką Flora prawie dostaje zawału kiedy ze służbówki słyszy dziwne odgłosy. Po chwili okazuje się ze to kot gospodyni (o którym zapomniała poinformować) a którego to zwierza gracze zamknęli na czas sesji, żeby nie przeszkadzał.
Kolejna nielogiczność, w końcu sami byli zamknięci w pokoju a mieszkanie jest ogromne... zresztą, co im przeszkadzał kot na sesji, futrzaki to najlepsi turlacze przecież są.

Flora podsłuchuje coś o Pii Gizeli i wychodzi z założenia że to dziewczyna Kamila i że paskud najpewniej zdradza Marianę. Mariana cierpi bo uważa że Kamil ją zdradza z niepewnym ontologicznie snotlingiem który ani chybi jest przebojową dziewoją z krwi i kości. W pewnym momencie pytają chłopaka wprost, na co on twierdzi że nie ma żadnej innej dziewczyny, ale one zaczynają wzajemnie się nakręcać, no bo wiadomo ze faceci to zbóje nikczemne są i krętacze.
Rzecz jasna, żedna nie zapyta chłopaka o jego hobby, no bo po co.
Lepiej snuć się po korytarzu i podłuchiwać sesje, nie mając pojęcia o co chodzi o dopowiadając sobie całe teorie spiskowe. Zauważa to Paweł, który postanawia zabawić się kosztem obu histeryczek i zaczyna prokurowac ślady działalności Pii Gizeli w prawdziwym życiu, czerpiąc perwersyjną radość z babskiej szamotaniny. Ba! Przekonuje nawet swoją siostrę, by przebrała się w zieloną sukienkę i żółty kapelusz i mignęła kilkukrotnie na ulicy przed Florą i Marianną.
Napięcie rośnie. Bohaterki czują się zaszczute, a Miś Gry Kamil orientuje się że coś jest nie tak i chce spotkać się z paniami, by wyjaśnić im wszystko. Te jednak tchórzą i unikają chłopaka (bardzo dojrzałe, bardzo. Brawo).
Flora zabiera swoje rzeczy, kota (nie swojego) i wyprowadza się z upiornego mieszkania, a Mariana ma złamane serce i z tego powodu nie idzie do szkoły, bo bardziej klymatycznie będzie, jak ze łzami spływającymi po twarzy poćwiczy kroki taneczne przed lustrem w swoim pokoju.
A Kamil wrzuca jej przez okno róże.
Kurtyna wstydliwie zapada, bo to robi się coraz bardziej żenujące. Fin.

If you wanna write about something - do you research!
Głównym - i chyba decydującym dla mojego odbioru książki - grzechem popełnionym przez Autorkę jest potraktowanie tematu gry po macoszemu. Szczerze mówiąc, gdyby zamiast RPGów wszystko rozbijało się o postac literacką, czy filmową/serialową (ba! nawet aktora/kę czy inną celebrycką gwiazdę), pisarka oszczędziłaby grającym odbiorcom "efektu wtf" a sobie blamażu.
Bohaterowie ponoć łupią w Warhammera. Ponoć. Jedyne, co pasuje do Starego Świata to przywołana raz Shallya (w liczbie mnogiej!), k100 i wspomnienie tabeli nagłej śmierci. Za to jak wspomniane:

— Przepraszam, że ci się wcinam ze swoimi sprawami, Pia Gizela, ale podaj mi pilnie swoją tabelę nagłej śmierci, muszę coś w niej sprawdzić.
— Nie zbliżaj się, bo on szykuje cios! Chyba nie nabierzesz się na taką głupią zagrywkę? Rzucaj K100!

Haaalo? jest na sali sens albo logika? SWOJĄ? A podręcznik to nie łaska?
Poza tym, dziwaczne to i koślawe sformułowanie. Rozumiem jeszcze "rzuć na spostrzegawczość/trafienie/uniki/dowolna nazwa umiejętności". Czym innym jest rzut otwarty (kulaj i powiedz co ci wyszło), a czym innym konkretny test. Już bardziej realistycznie (haha) brzmi jakikolwiek wstęp do dowolnego podręcznika.
Te rozmowy przypominają kwestie dialogowe z kiepskiej telenoweli, czy innego polskiego serialu obyczajowego.

Ogólnie powieść utrzymuje poziom programów typu "Trudne sprawy" czy inne "Dlaczego ja", starczy spojrzeć na inny kwiatek, pokazujący jacy to my źli i mhroczni jesteśmy:

Spojrzała. W ciemnym pokoju na podłodze siedział Paweł, pochylony nad jakąś dziwną czerwono-czarną mapą, którą oświetlała gruba woskowa świeca. Na ścianie za jego plecami wisiał olbrzymi obraz, portret straszliwej kobiety z wyszczerzonymi zębami i strzechą czarnych, rozwichrzonych włosów. Z oczu spływały jej krwiste łzy. Flora krzyknęła z przerażenia.

A ja mam nad łożkiem wielką Herezję Horusa. Też mi mecyje.

Książka powinna teoretycznie zmuszać do refleksji i pokazywać niebezpieczeństwo zatracenia się w nierealnym świecie. W praktyce jest męcząca i zamiast zadumy wywołuje przede wszystkim irytację. No chyba, że to ze mnie jest stary zgred, któremu brak wrażliwości i wyrozumiałości.


* seriously, dude... kto tak nazywa postaci?
** z takim imieniem to może być nawet snotling

środa, 23 stycznia 2013

Zi nju begining

Czy jakoś tak. Zobaczymy na jak długo starczy mi samozaparcia.

Na nowy początek cytat z pracy, która jak każda dobra korporacja zapewnia nam możliwości szkoleń i kursów rozmaitych.

L: Ja chyba zapiszę się na jakiś kurs.
Ktoś: Pozytywnego myślenia?
L: Nie... Coś bardziej przydatnego.